Jednym z najbardziej refleksyjnych filmów jakie udało mi się zobaczyć w ostatnim czasie i który z pewnością zapamiętam będzie Hiroszima, moja miłość w reżyserii Alaina Resnais`go. Zaczynając od pierwszego wrażenia, produkcja ta urzekła mnie swoją delikatnością, wrażliwością, sposobem opowiadania o rzeczach trudnych przy zachowaniu jednocześnie pewnego rodzaju świadomości o czym się mówi ( w tym przypadku II wojna światowa)
Mamy historię dwojga młodych ludzi o których tak na prawdę wiemy tylko tyle, że są sobie bardzo bliscy a uczucie między nimi wraz z rozwinięciem filmu staje się coraz głębsze. Moim pierwszym skojarzeniem było, iż film ten traktuje o pamięci, sposobie w jaki widzimy przeszłe zdarzenia. Fakt, że to samo wydarzenie może być tak różnie odbierane- z jednej strony może kojarzyć się ze złem może przywoływać równocześnie pozytywne odczucia, wspomnienia dawnej miłości. Mimo,iż wojna wyrządziła tyle krzywd nie jest oceniana w tym kontekście całkowicie źle ponieważ z pamięci wypierane są pewne fakty. Intrygująca jest również pewna dawka tajemniczości którą wprowadza reżyser- na samym początku nie wiemy praktycznie nic o dwojgu kochanków poza oczywistymi faktami np. skąd wzięli się w Hiroszimie. Hiroszima to także hasło tajemnicze które wprowadza kobietę w swojego rodzaju hipnozę i jest punktem, który przywołuje wspomnienia. Ważną kwestią, która pojawia się przy tej okazji jest to, jak żyć w oderwaniu od przeszłości. Symbolikę zapominania o złych czasach wojny ma być odrost włosów które pokazują upływ czasu i nadzieję na odcięcie się od tego, co już było.
Wnioskiem płynącym z „Hiroszimy..” jest niewątpliwie fakt, że na dłuższą metę nie da się żyć w rozdarciu pomiędzy przeszłością a teraźniejszością. Od przeszłości nie da się uciec choćby nie wiadomo jak się tego pragnęło, o czym świadczy doskonale wymowna ostatnia scena gdzie okazuje się że, wszystkim tym, od czego ucieka kobieta jest jej miłość która naznaczona cierpieniem jest w pewien sposób usuwana na dalszy tor.
Najnowsze komentarze