Zaopiekuj się mną, nawet, gdy nie będę chciał- 7 uczuć Marka Koterskiego

Trzeba zacząć od tego, że Marek Koterski to bardzo dobry (i wnikliwy) obserwator społeczeństwa polskiego. Rzekłabym nawet- jeden z lepszych reżyserów-socjologów w naszym rodzimym kinie. Pewne jest to, że jego filmy nie są dla każdego. To znaczy nie każdy będzie się dobrze czuł podczas ich seansu i łapał czarny humor tegoż pana. Niektóre osoby mogą czuć się zniesmaczone czy zażenowane. Żeby nie było. Nie zniechęcam. Zauważam tylko, że Koterski jest zero-jedynkowy- albo się go kocha, albo nienawidzi. Jeśli miałabym określić swoje zdanie, to z dedykacją dla tych wszystkich, którzy mniej za nim przepadają optowałabym za tym, by nie przekreślać do końca potencjału pana Marka. I tego typu kręcenie głową, z jednej strony rozumiem wszak nie wszystko musi wszystkim odpowiadać. Z drugiej strony, uważam że jego produkcjom trzeba dać więcej czasu na przyswojenie. Są to również filmy  skłaniające do refleksji i swojego rodzaju dystansu na otaczającą rzeczywistość.

Jego najnowsza propozycja – 7 uczuć to kolejne perypetie Adama Miauczyńskiego. Tym razem cofamy się do czasów jego dzieciństwa i jednocześnie widzimy, jak Koterski przeprowadza na swoim bohaterze psychoanalizę. Z czym do mnie przychodzisz Adasiu? To jedna z początkowych kwestii wypowiedziana głosem Krystyny Czubówny która pełni rolę psychoterapeuty i jednocześnie narratora w pierwszej części filmu. Jej postaci nigdy jednak nie ujrzymy na ekranie. Jedyne co dane jest zobaczyć widzowi (w chwili wypowiadania tej kwestii) to twarz bezsilnego, zmęczonego życiem Adasia. Jak sam twierdzi, jego życie, małżeństwo ulega rozpadowi i załamaniu. Czuje emocjonalną pustkę więc wspólnie z psychoterapeutą, chce spojrzeć w głąb siebie by znaleźć źródło swoich problemów. I tak zaczyna się podróż z Adasiem w jego odległe czasy dzieciństwa i szkoły. Poznajemy relacje rodzinne i pierwsze sympatie. Wreszcie odkrywamy zależności rządzące światem dorosłych i przeżywamy kurs przyspieszonego dojrzewania. Dzieci u Koterskiego więc to tzw. mali dorośli. Problemem każdego z tych maluchów- choć tak diametralnie różnych od siebie- jest to, że są zostawieni właściwie sami sobie. Oczywiście, teoretycznie tak jak w przypadku chociażby Adama – rodzice są obok, ale jednocześnie tak oddaleni od swych pociech.Nie uczą ich więc zbyt wiele. Przynajmniej nie na płaszczyźnie emocjonalnej. Tak samo jest zresztą w przypadku nauczycieli. Drogą komunikacji między dorosłymi a dziećmi stają się nakazy i zakazy. Tak naprawdę to dzieci same muszą domyślać się czym są takie uczucia jak miłość, wstyd, zazdrość czy troska. Same budują znaczenia swoich światów. Korzystając z pojęć socjologicznych, brak im uogólnionego innego, punktu odniesienia swoich działań. Nie do końca mają poczucie, czy to co robią czy czują jest dobre lub złe. Przykładem może być tu pierwsza szkolna miłość Adasia. Choć jest podekscytowany i zafascynowany każdym spotkaniem z Gosią, to jednocześnie jest wobec tego uczucia bezradny, nie do końca wie jak nazwać to co w danej chwili odczuwa i jak się do tego odnieść, jak zachować. Postępuje więc bardzo intuicyjnie. Takie działanie bez odniesień, wzorców i autorytetów może okazać się jednak zgubne w pewnych sytuacjach- powoduje, że dzieciaki zaczynają tracić pewność siebie i po każdej nawet najmniejszej porażce podważają sens swoich działań i tracą ochotę do robienia czegokolwiek. Bardzo ważną rolę odgrywają w filmie również sceny zbiorowe które są swojego rodzaju manifestami. Co właściwie nie powinno dziwić u Koterskiego.

Psychoanaliza przeprowadzona w 7 uczuciach jest jednocześnie słodko-gorzką refleksją na temat nas samych. Współczesnego świata wychowania bez wychowania, reguł bez zasad. Człowiek dojrzały, żyjący w dzisiejszych czasach jest w pewnym sensie tego świadomy. I to czyni go na swój sposób postacią tragiczną. Wie do czego doszedł, co przeżył lub nie, co stracił a co zyskał. Mimo, że jest bardziej refleksyjny nie zawsze potrafi uciec od błędów, choć już wie że to jak będzie wyglądał jego świat, relacje z innymi zależy od niego samego. To, co działo się w przeszłości jest zapleczem dla teraźniejszości ale tylko my mamy wpływ ile z tego zaplecza dopuścimy do siebie. Niech podsumowanie stanowią słowa Adama Miauczyńskiego, które najbardziej zapadły mi w pamięć: Jak mam pokochać innych, skoro nie jestem w stanie pokochać siebie samego ? Na tyle ile możemy, bądźmy dobrzy dla siebie, znajdźmy swój  punkt oparcia ( w sobie, wśród innych osób) a wtedy łatwiej będzie żyć wśród i dla innych.

Dodaj komentarz

Website Powered by WordPress.com.

Up ↑