Daleko od mielizny? Narodziny gwiazdy Bradleya Coopera.

Historia prosta i stara jak świat. On i Ona. Ich pierwsze spotkanie- czysty zbieg okoliczności. On- zmęczona życiem gwiazda muzyki, ona- dziewczyna o piekielnie mocnym głosie ale ukrywająca swój talent przed światem. Ciąg dalszy jest dość łatwy do przewidzenia- wielka miłość. Czy jednak w tak, wydawać by się mogło przewidywalnej i raczej mało skomplikowanej fabule może wydarzyć się coś, co zaskoczy i zaintryguje?Ano może. Bowiem są w tym filmie trzy brylanty, które powodują że warto na niego zwrócić uwagę. Są to kolejno: aktorstwo, reżyseria oraz ścieżka dźwiękowa.

Lady Gaga w swojej pierwszej, tak dużej roli wypada co najmniej bardzo dobrze. Od pierwszej sceny przykuwa uwagę. W swojej nieśmiałości i skromności a jednocześnie dzięki pewnej zadziorności wypada bardzo naturalnie. Gdyby ktoś powiedział mi, że jest to ta sama osoba która niegdyś przechadzała się po ściankach w sukience z mięsa, nie dałabym wiary. Świetne jest to, jak Gaga potrafi schować całą swoją drapieżność sceniczną a jednocześnie oddać część siebie swojej postaci nadając jej tym samym charakter. Poprowadzona jest w taki sposób, że jak gdyby naturalnie usuwa się w cień postaci granej przez Coopera. I tu przechodzimy do kolejnej kwestii. Nie będę ukrywać, że nigdy nie byłam jakąś specjalną fanką aktorstwa tego Pana. Jakie było więc moje zdziwienie, kiedy na ekranie ujrzałam nie dość że niezłego aktora to jeszcze zaskakująco dobrego debiutującego reżysera a na deser świetnego wokalistę. Nie wypada powiedzieć nic innego jak: panie Cooper, czekam na płytę! Grana przez niego postać– Jackson to upadająca gwiazda szukająca zapomnienia w alkoholu. Dla Ally granej z kolei przez Gagę, jest nie tylko wielką miłością ale i mentorem.Wydawać by się mogło, że w tym duecie jest to  mimo wszystko postać bardziej drugoplanowa i większą uwagę widz powinien skupić  na postaci wschodzącej gwiazdy-  Ally ( Lady Gaga ). Nic bardziej mylnego. Postać Jacksona to w pewnym sensie szara eminencja Narodzin gwiazdy. Bardzo dobrze została tutaj pokazana  też nieustannie obecna w show-businessie rotacja- gdy jedna gwiazda wschodzi, inna  zaczyna blaknąć i odchodzić w zapomnienie.

O ile wiele osób będzie rozpatrywać ten film w kategoriach historii miłosnej, tak dla mnie osobiście to  bardziej  luźne przemyślenia nad kondycją psychiczną artystów, muzyków – zmęczonych życiem, szukających ukojenia w alkoholu i narkotykach. Choć oczywiście nie należy przypisywać tego rodzaju depresji tylko muzykom. W każdym razie wniosek jest jeden. Jeśli sami nie chcemy sobie pomóc, to nawet, jak się okazuje, największa miłość tego za nas nie zrobi. Zmiana zaczyna się w głowie. Co do relacji Jacksona i Ally jest poprowadzona w sposób bardzo subtelny i uroczy. Widać pomiędzy nimi chemię i jesteśmy w stanie jako widzowie w nią uwierzyć. Ścieżka dźwiękowa to ostatni mocny filar tej produkcji. Każdy utwór jest idealnie dopasowany do danej sekwencji. W mojej opinii songi są pełne emocji i siły, ale nie rzewne. Dzięki nim Gaga może pokazać również jak bardzo dojrzała jako wokalistka. Utwory w tym filmie są również bardzo wymowne, podobnie zresztą jak jedna ze scen końcowych której nie mogę wymazać z pamięci. Chodzi mianowicie o ujęcia kamery na same tylko przedmioty- kapelusz czy w późniejszej scenie gitarę. Bez wchodzenia w fabułę, powiem tylko tyle że są stanowią one pewne metafory. Pozostaje jeszcze jedno o którym już właściwie wspominałam pomiędzy słowami- reżyseria. Cooper, po raz kolejny zdałeś egzamin. Wszystko zostało poprowadzone taktownie i z wyczuciem.

Oczywiście, można by zarzucić Narodzinom gwiazdy że są ckliwym obrazkiem, o przewidywalnej treści i bez konkretnego przekazu. Ja jednak uwierzyłam w ten film. Uważam, że mimo wszystko niesie ze sobą pewne uniwersalne treści. Myślę, że zgodnie z tytułem piosenki przewodniej- znajduje się zdecydowanie daleko od mielizny.

Dodaj komentarz

Website Powered by WordPress.com.

Up ↑