Rodzina, ach rodzina ! – Coco, czyli czego może nauczyć mnie bajka.

Kiedy idę do kina, zazwyczaj przy wyborze filmu odrzucam (a przynajmniej zwracam mniejszą uwagę)  na dwa rodzaje produkcji: animacje oraz tzw. blockbustery. Nie potrafię właściwie racjonalnie wytłumaczyć niechęci do tego rodzaju filmów. To się chyba nazywa kwestia gustu.. czy coś takiego. W każdym razie, tak już jest i koniec.Tym razem jednak było inaczej. Z racji tego, że moja magiczna karta, nabiła już większość z wyświetlanych wtedy obrazów, mój wybór padł na pierwszy z brzegu film którego jeszcze nie widziałam, a który ku mojemu zaskoczeniu należał właśnie do kategorii animacje i nosił tytuł Coco. No cóż, zdecydowanie na długo zapamiętam ten seans (i nie jest to słowo przypadkowe !).

W skrócie. Coco to historia małego chłopca – Miquela. Jego wielką miłością jest muzyka a jego muzycznym wzorem do naśladowania meksykański Elvis- niejaki Ernesto De La Cruz. Podobnie jak on, Miquel chce zostać wielką gwiazdą i dąży do tego, by kiedyś w przyszłości być tak sławny jak jego idol (swoją drogą jest tu bardzo dobrze pokazane, jak ważną rolę w życiu młodego człowieka może być autorytet, który wytycza swoją legendą ścieżki dalszego życia chłopca. I nie chodzi tutaj tylko o kwestie muzyczne, ale nie spoileruję dalej). Miquel chce muzykowaniu poświęcić swoje życie, a nawet w jej imię przeciwwstawić się tradycji rodzinnej. Swoją myśl zamienia więc powoli w działanie. Ciąlgle jednak na jego drodze do szczęścia „staje” rodzina i demony przeszłości (i to całkiem dosłownie rzecz ujmując..). Lecz.. czy aby na pewno familia to przeszkoda czy może jednak swojego rodzaju znak stopu, nakazujący na chwilę się zatrzymać, ochłonąć i przemyśleć to co się robi.

To, co po pierwsze rzuca się na myśl po seansie Coco to zestawienie w filmie przeszłości i przyszłości które jak dwie siostry kłócą się cały czas, ale jednocześnie nie mogą bez siebie żyć. Trzecią siostrą, która w pewien sposób godzi zwaśnione strony, jest ich łącznikiem jest oczywiście teraźniejszość. Warto więc zobaczyć, jak przekłada się to na życie naszego bohatera. Mały Miquel na samym początku stara się wyprzeć wpływ przeszłości, rodziny na swe dalsze losy. Potem jednak pojawia się impuls który sprawia, że całkowicie zmienia swą wizję. Uważa wręcz, że przodkowie mogą mu pomóc dotrzeć w głąb siebie. Odbywa więc niesamowitą podróż (choć może to zabrzmieć trochę przerażająco) razem ze zmarłymi.Tutaj zaczyna się gratka dla wszystkich poszukiwaczy, miłośników odkrywania innych kultur. Zostaje nam zaserwowana naprawdę niezła dawka etno-mexico. Przybliżone zostaje meksykańskie święto Dia De Muertos. Po naszemu- Wszystkich Świętych. Tak całkowicie różne od tego, do czego jesteśmy już w pewien sposób przyzwyczajeni jeśli chodzi przede wszystkim o obchody. Dużo tutaj kolorów, ozdób i malowideł a więc przede wszystkim radości i nadziei. Zachowana jednocześnie zostaje refleksja i szacunek do zmarłych (ołtarzyki ze zdjęciami zmarłych, mające za zadanie pomóc zachować ich obraz w pamięci żyjących krewnych). Święto w piękny sposób obrazuje więc sentencje: Nie umarł ten, kto żyje w pamięci żywych. Bajka ta idealnie pokazuje również to o czym wspomniałam na początku, a więc to, że żeby ruszyć dalej wcale nie należy odżegnywać się od przeszłości, korzeni. Z drugiej jednak strony, trzeba pamiętać o swojej pasji, marzeniach ale nie realizować ich bezwiednie, za wszelką cenę. Warto czasami posłuchać rad innych.

To, co wyciska łzy podczas pokazu Coco (przyznam się, nawet Król Lew mnie tak nie rozczulił..) jest relacja między poszczególnymi członkami rodziny, widoczna ogromna miłość i oddanie za drugą osobę. Również to, że rodziny nie da się wymazać z pamięci i tego, co dla nas zrobiła. Podkreślę jeszcze raz- to właśnie siła pamięci, miłośći i wsparcia jest w mojej opinii główną siłą napędową tej produkcji. Jeśli posiadamy to wszystko, będziemy w stanie dotrzeć do korzeni swojej tożsamośći i w pewien sposób ułożyć samego siebie. Kolejna rzecz – piękna i niepowtarzalna muzyka ( Pamiętaj mnie czy PocoLoco to zdecydowanie moi faworyci !). Na ogromne brawa zasługuje również polski dubbing ( wyśmienici Stuhr, Kulesza, Opania, Lipowska czy młody Michał Rosiński).

Na koniec mam jeszcze jedno przemyślenie którym chciałabym się podzielić. Choć w powietrzu atmosfera przedoscarowa i wszyscy jeszcze żyją nominacją Twojego Vincenta, ja mimo wszystko bardzo serdecznie zachęcam do oglądnięcia również Coco (które notabene jest również nominowane). Uważam, że jest to produkcja którą powinni zobaczyć wszyscy, bez ograniczeń wiekowych. Dlaczego? Ano z bardzo prostej przyczyny. Animacja ta bawiąc i wzruszając jednocześnie uczy, a przecież człowiek uczy się przez całe życie czyż nie? Coco uczy przede wszystkim szacunku do rodziny, korzeni ale także otwarcia na inną kulturę i szacunku również do siebie samego i swoich pasji. Każe w pewien sposób się zatrzymać i zachować w pamięci, to co ważne jak najdłużej bo gdy tego zabraknie, można bardzo łatwo zagubić się wśród pokus świata. Krótko mówiąc wskazuje hierarchię wartości.

Website Powered by WordPress.com.

Up ↑